czwartek, 12 lutego 2015

Ostatni raz od nowa

-Lucy odpowiedz na moje pytanie.- wydałam jej reprymendę surowym głosem.
-Ashley nie wiem!- krzyknęła.- Może Eliot mi się podoba, może nie, ale nie chcę już tak. Rozumiesz?
-Rozumiem.- westchnęłam. Wypuściłam z ust powietrze i przeczesałam ręką włosy.- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak dobrze cię rozumiem.
-To przerwij to.- powiedziała prosto z mostu.- Zacznij ostatni raz od nowa.- popatrzyłam na nią z uniesioną brwią.- Ale nie tak jak poprzednio, inaczej. Znajdź pracę, kup małe mieszkanie. Żyj ale już nigdy nie uciekaj.
Wyprostowałam się mocno zszokowana jej pomysłem. Nie wiedziałam co miałam myśleć, czy szukać pozytywnych cech tego pomysłu czy od razu sobie go wybić z głowy. Wróciłam do pakowania swoich rzeczy, próbując zacisnąć powieki, by nie wypuściły ani jednej łzy słabości.
-To nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje.- wybąkałam przez zaciśnięte wargi.- Nie wiem czy tak potrafię, czy dam radę.- wpatrywała się we mnie kręcąc głową.- Jedziesz ze mną czy zostajesz?
-Jadę.- odpowiedziała natychmiast nie odrywając ode mnie wzroku.



Pakowanie walizek nie zajęło nam jakąś ogromną ilość czasu, tyle co zawsze. Chyba już na pamięć pakowałyśmy rzeczy w odpowiedniej kolejności i dobrze wiedziałyśmy, jak należy poskładać jeansy a jak topy, do której kieszonki wsadzić kosmetyki a do której bieliznę tak, aby nasze torby zasunęły się bez większego problemu.

Podczas gdy ja zamawiałam bilety lotnicze, Lucy rozmawiała chyba z Eliotem.  Nie żebym podsłuchiwała, ale mówiła, że musi wyjechać, za co  ogromnie go przepraszała i że będzie za nim tęsknić, tak  jak za nikim innym. Ona chyba naprawdę się w nim zakochała. Niedorzeczność.
To trochę smutne, że życie dwóch dziewczyn mieści się w trzech walizkach, ale taka jest prawda, taka jest nasza teraźniejszość. Może to się zmieni, chyba chciałabym, żeby się zmieniło. Sięgając myślami głęboko na dno serca i pytając się go czy chce zmienić życie kiwa radośnie, potwierdzając moje najgorsze obawy. Potrzebuję zmiany. Chcę zmiany. Boję się zmiany. Nie dam rady dalej żyć na walizkach, rozkochując w sobie mężczyzn i ich okłamując, a następnie za kilka dni zapisywać ich imię w niebieskim notesie siedząc w samolocie, który leci do innego kraju. Przecież tak nie da się żyć całą wieczność.
Podeszłam do wielkiego okna i postanowiłam ostatni raz spojrzeć na popołudniową panoramę Manhattanu. Słońce, które zaczęło już zachodzić parzy swoimi promieniami miasto, gdzie powoli zaczyna się gorąca godzina- wszyscy wracają do domu i tworzy się wielki korek pipczących samochodów.
-Gotowa?- Lucy wyrwała mnie z stanu rozmyślania.
-Yhm...- uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
-To chodź, bo taksówka już czeka.

Zaraz po tym, jak to powiedziała na górę wbiegł mężczyzna, który miał około pięćdziesiątki i pomógł nam znieść walizki a następnie je wpakować do bagażnika samochodu. Na szczęście ominęłyśmy wielkie korki dzięki skrótom, które znał kierowca i byłyśmy przed czasem na lotnisku.

-A więc gdzie tym razem lecimy?- zapytała Lucy zamykając folder reklamujący podróże liniami lotniczymi.
-Zobaczysz.- uśmiechnęłam się tajemniczo.-Z tego co pamiętam, kiedy ostatnio wybrałam Hiszpanię podobało ci się.
-Taak.- przeciągła leniwie to słowo z rozmarzonym uśmiechem na ustach.- Hiszpania to naprawdę gorący kraj.
-Myślę, że zamiast wyrazów „gorący kraj” spokojnie mogłaś użyć „przystojni mężczyźni”.
-Ty to powiedziałaś.- rzekła z małym triumfem.- Ale przez ciebie nie udało mi się poznać Ronaldo.
-Ile razy mam ci tłumaczyć, że to nie był  Ronaldo? Tylko jakiś jego sobowtór.- powtórzyłam to chyba z setny raz z wypracowanym spokojem w głosie.
-Pff...mów co chcesz ja wiem swoje.- założyła rękę na rękę i oparła na piersi.
Przerwałyśmy naszą rozmowę, bo usta spikerki wypowiedziały nasz lot. Uśmiechnęłyśmy się do siebie i pomaszerowałyśmy w stronę szarych drzwi. Przed wejściem na pokład musiałyśmy zostać sprawdzone przez ochroniarzy- dość nachalnych, jednak mój wzrok „nawet nie próbuj” załatwił sprawę i dzięki temu ochroniłam moje ciało od niepotrzebnej kontroli. W samolocie usiadłyśmy po prawej stronie, Lucy jak zawsze obok okna  a ja obok niej. Po niecałych pięciu minutach przedstawił nam się pilot i polecił uważnie słuchać  stewardessy, która zaraz po nim powiedziała wszystkim pasażerom, jak należy zachowywać się podczas lotu i jak zakładać maski z tlenem. Na koniec życzyła nam miłego i udanego lotu. Jakie to było sztuczne. Te regułki wyklepane na pamięć, które powtarzały się podczas każdego lotu i te mało szczere uśmieszki, które nie zdradzały żadnych uczuć.

Kiedy spojrzałam w lewo zobaczyłam, że Lucy odpłynęła słuchając muzyki, za pewne Lily Buron- uwielbiała ją. Wtedy wyciągnęłam z torebki mały niebieski notesik, z twardą okładką, która była obita miękkim materiałem. Sam otworzył się na odpowiedniej stronie. Przejechałam palcami to tych wszystkich nazwiskach i na samym końcu napisałam John Steel- Manhattan



***
Witam Was :* Bardzo dziękuję za poprzednie wyświetlenia i komentarze, które dają moc! :D 
Podawajcie linki do swoich blogów, które chętnie przeczytam :) Jak zawsze liczę na Wasze szczere komentarze <3

czwartek, 5 lutego 2015

Miłość jest zgubą


-John?- odwróciłam głowę w jego stronę. Spojrzał na mnie sponad laptopa i zsunął okulary na nos. Nawet w tej pozycji jego twarz była seksowna choć wyrażała zmęczenie po ciężkim poranku.- Wybierzemy się na zakupy?
- Żabciu przecież wiesz, że nie mam czasu.- posłał do mnie uśmiech, który miał złagodzić mój gniewny humor. - Dziś o drugiej mam jeszcze jedno spotkanie z prezesem nowego kasyna.
-A ja znów cały dzień będę się nudzić.- westchnęłam i chwyciłam końcówkę kucyka, którą zaczęłam oplatać wokół palca.
-To zamiast mnie weź Lucy na zakupy.- posunął okulary wyżej oczu i wlepił je w laptop. Minęło kilka sekund zanim powiedział- Już przelałem ci pieniądze na konto.
-Naprawdę?- spytałam z niedowierzaniem, choć wiedziałam, że to zrobił. Znałam go już ponad trzy tygodnie.
Pokiwał głową. Wstał z łóżka z gracją drapieżnika i podszedł do mnie kładąc ręce na moich biodrach.
-Tylko kup coś ładnego...seksownego.- pochylił głowę do mojego ucha.- Na dzisiejszy wieczór.- poczułam jego ciepły oddech na szyi.-Będę bardzo zmęczony i chciałbym żebyś wreszcie zrekompensowała te swoje zakupy.
Moje serce zaczęło robić salta a czerwony guzik w głowie z napisem „CZAS ZWIEWAĆ” głośno zapiszczał.
Uśmiechnęłam się do niego łagodnie.
-Mam nadzieję, że podołasz moim igraszką.- przegryzłam dolną wargę. Jego kącik ust powędrował w górę w geście zadowolenia i mojego triumfu. Położyłam ręce na jego dłoniach, które spokojnie spoczywały na moich biodrach i odłożyłam je na jego klatkę piersiową. Kiedy chciałam odejść chwycił mój nadgarstek i przyciągnął do siebie, zbyt mocno.
-Oszczędzaj energię na wieczór.- szepnęłam leniwym i pełnym namiętności głosem. Zwolnił uścisk. Spojrzałam na niego surowo, gdyby moje oczy miały laser z  pewnością by go spaliły żywcem, tu w tym w jego sypialni. Nie odwzajemnił go, a szkoda, bo to było pożegnanie. Chwyciłam torebkę z fotela i wyszłam nie oglądając się. Kiedy przemierzałam hol wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Lucy.
-Halo? Ashley? Co tam?- usłyszałam słodki głosik mojej przyjaciółki.
-Zwiewamy.
-Co? Ale, że teraz?- zapytała. W jej głosie wyczytałam, że nie spodobał się jej  ten nagły pomysł.- Dostałam kasę, myślałam, że pójdziemy na zakupy.
-W sam raz będzie na bilet. Pogadamy w hotelu okej? Zacznij się pakować, ja już jadę taksówką. Papa...- pożegnałam się i rozłączyłam. W odbiciu lusterka zobaczyłam starszego mężczyznę, który miło się do mnie uśmiechał a jego oczy jakby mówiły „Jak dobrze  być młodym”. Odwzajemniłam uśmiech i podałam kierunek naszej jazdy.


-Ale nie rozumiem dlaczego chcesz wyjechać?- jedną straszną wadą Lucy jest ciekawość, która czasami doprowadza mnie do szaleństwa i bólu głowy.
-Lucy- powiedziałam spokojnie i wypuściłam powietrze z ust.- Z  tego powodu co zawsze.
-Ehh...znowu to.- westchnęła, jakby była naprawdę smutna z tego powodu, chyba pierwszy raz odkąd zaczęła ze mną „podróżować”.
-Coś się stało, Lucy?
Rzuciła bluzkę do walizki i usiadła na brzegu łóżka załamując ręce.
-Bo widzisz...ja już tak nie chcę. Mam dość życia na walizki. Chcę gdzieś zostać, zamieszkać na stałe a nie szlajać się po świecie nie wiedząc co mnie czeka jutro.- po cichu szeptała te słowa, jakby bała się, że ktoś oprócz mnie ją usłyszy. Albo to mnie się bała.- Ale też nie chcę cię zostawiać, bo wiem, że mnie potrzebujesz, że tylko mnie ufasz.
-Lucy... spójrz mi w oczy.- kucnęłam przy niej i wzrokiem podniosłam jej głowę.- Czy ty się zakochałaś?




* * *
Cześć, chyba powinnam Was przeprosić, że zrobiłam taką długą przerwę. Przepraszam. Potrzebowałam tego.
Ten blog będzie całkiem inny, ciekawy i nieco mroczny. Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)

Moje blogi:
http://bvbtomojezyciekocham.blogspot.com/
http://bvbtomojezycie.blogspot.com/

PS. W komentarzach czekam na linki do Waszych blogów i na miłe słowo bądź też okrutną prawdę :)

poniedziałek, 1 września 2014

Prolog

Bo czym jest życie bez przystojnych mężczyzn? Ten smutny widok pustego miejsca obok ciebie na łóżku w sypialni kompletnie cię dobija. I ciągle, w każdym miejscu, o każdej porze wypatrujesz tego jedynego. O którym będziesz myślała przed snem a kiedy otworzysz oczy, by stawić czoło rzeczywistości będziesz się powstrzymywała żeby do niego nie zadzwonić, choć tak bardzo stęskniłaś się za jego głosem. Kiedy widzisz ludzi trzymających się za ręce czujesz, że też tak chcesz, że chcesz poczuć te motylki w brzuchu, zapomnieć o całym świecie i co noc zasypiać w jego ramionach. To musi być cudowne uczucie.
Ashley miała wielu chłopaków, ale przy żadnym z nich nic takiego nie czuła, nawet w przybliżeniu. Choć oni zapominali o Bożym świecie, kiedy znajdowali się obok niej, ona była jak skała, nie wyrażała żadnych uczuć. Tylko namiętność łączyła ją ze swoimi partnerami. Wystarczyło żeby zatrzepotała rzęsami i już ktoś znalazł się żeby jej usługiwać. W oczach mężczyzn była królową, której trzeba służyć i powinno się być przy niej, w oczach kobiet była rozpuszczoną księżniczką i wrogiem, we własnych oczach nie widziała nikogo oprócz długowłosej blondynki, o ciemnych głębokich oczach, ze zgrabnym ciałem. A przecież to nic w porównaniu z tysiącem odczuć, przeżyć jakie inni dostają od życia.
Kiedy była mała, a w szkole nauczycielka dopytywała się kim chcieliby zostać w przyszłości ona zawsze mówiła- pisarką. Nadal tego bardzo pragnęła, tylko teraz jej życie się trochę pozmieniało, źle ułożyło, nie po jej myśli. Pisanie pozwalało jej wyrzucić z siebie wszystkie pozytywne i negatywne emocje. Uwielbiała pisać własne scenariusze życia. Wtedy wszystko było tak, jak trzeba. A kiedy pojawiał się jakiś problem szybko zostawiał rozwiązany i nadal było kolorowo, jak w bajce. Była zadowolona z tego, że chociaż jej własnym bohaterom w jakiś sposób może pomóc i ułożyć życie. Przynajmniej im w jakiś sposób pomagała i uszczęśliwiała, sobie już nie potrafiła a jej usta uśmiechały się na zawołanie, jak musiała kogoś olśnić swoimi białymi ząbkami albo śmiać się z czegoś co w ogóle ją nie cieszyło. Czasami pisanie traktowała, jak szczerą rozmowę z mamą czy przyjaciółką, choć wiedziała, że to nie jest to samo. Od kartki papieru lub ekranu laptopa nie mogła usłyszeć dobrej rady, słów otuchy czy prostego kłamstwa „wszystko będzie dobrze”. A tak często tego potrzebowała.
Lucy zawsze była z nią, ale nie potrafiła usiąść z nią przy gorącej herbatce i herbatnikach a potem zwierzyć się jej ze wszystkich odczuć jakie ją drażnią. Rozmawiały o wszystkim, ale nie o uczuciach. Tak już się przyjęło w ich dwu-osobowej paczce. Razem były jak łowcy- polowały na najlepszy okaz. Prowadziły dość dziwny tryb życia, przyjeżdżały, rozkochiwały, ale nigdy się nie zakochiwały i wyjeżdżały.


• • •
Zapraszam na mojego nowego bloga :) Liczę na Wasze komentarze <3
Buziaki :* :*


Główni bohaterowie





Ashley Ricker


Lucy Braun 


Marco Reus


...i wiele innych osób.