-Lucy
odpowiedz na moje pytanie.- wydałam jej reprymendę surowym głosem.
-Ashley nie
wiem!- krzyknęła.- Może Eliot mi się podoba, może nie, ale nie chcę już tak.
Rozumiesz?
-Rozumiem.-
westchnęłam. Wypuściłam z ust powietrze i przeczesałam ręką włosy.- Nawet nie
zdajesz sobie sprawy jak dobrze cię rozumiem.
-To przerwij
to.- powiedziała prosto z mostu.- Zacznij ostatni raz od nowa.- popatrzyłam na
nią z uniesioną brwią.- Ale nie tak jak poprzednio, inaczej. Znajdź pracę, kup
małe mieszkanie. Żyj ale już nigdy nie uciekaj.
Wyprostowałam
się mocno zszokowana jej pomysłem. Nie wiedziałam co miałam myśleć, czy szukać
pozytywnych cech tego pomysłu czy od razu sobie go wybić z głowy. Wróciłam do
pakowania swoich rzeczy, próbując zacisnąć powieki, by nie wypuściły ani jednej
łzy słabości.
-To nie jest
takie łatwe, jak ci się wydaje.- wybąkałam przez zaciśnięte wargi.- Nie wiem
czy tak potrafię, czy dam radę.- wpatrywała się we mnie kręcąc głową.- Jedziesz
ze mną czy zostajesz?
-Jadę.-
odpowiedziała natychmiast nie odrywając ode mnie wzroku.
Pakowanie walizek nie zajęło nam jakąś ogromną ilość czasu, tyle co zawsze. Chyba już na pamięć pakowałyśmy rzeczy w odpowiedniej kolejności i dobrze wiedziałyśmy, jak należy poskładać jeansy a jak topy, do której kieszonki wsadzić kosmetyki a do której bieliznę tak, aby nasze torby zasunęły się bez większego problemu.
Podczas gdy
ja zamawiałam bilety lotnicze, Lucy rozmawiała chyba z Eliotem. Nie żebym podsłuchiwała, ale mówiła, że musi
wyjechać, za co ogromnie go przepraszała
i że będzie za nim tęsknić, tak jak za
nikim innym. Ona chyba naprawdę się w nim zakochała. Niedorzeczność.
To trochę
smutne, że życie dwóch dziewczyn mieści się w trzech walizkach, ale taka jest
prawda, taka jest nasza teraźniejszość. Może to się zmieni, chyba chciałabym,
żeby się zmieniło. Sięgając myślami głęboko na dno serca i pytając się go czy
chce zmienić życie kiwa radośnie, potwierdzając moje najgorsze obawy.
Potrzebuję zmiany. Chcę zmiany. Boję się zmiany. Nie dam rady dalej żyć na walizkach,
rozkochując w sobie mężczyzn i ich okłamując, a następnie za kilka dni
zapisywać ich imię w niebieskim notesie siedząc w samolocie, który leci do innego kraju.
Przecież tak nie da się żyć całą wieczność.
Podeszłam do
wielkiego okna i postanowiłam ostatni raz spojrzeć na popołudniową panoramę Manhattanu. Słońce, które zaczęło już zachodzić parzy swoimi promieniami miasto,
gdzie powoli zaczyna się gorąca godzina- wszyscy wracają do domu i tworzy się
wielki korek pipczących samochodów.
-Gotowa?-
Lucy wyrwała mnie z stanu rozmyślania.
-Yhm...-
uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie.
-To chodź,
bo taksówka już czeka.
Zaraz po
tym, jak to powiedziała na górę wbiegł mężczyzna, który miał około pięćdziesiątki i pomógł nam znieść walizki a następnie je wpakować do bagażnika samochodu. Na szczęście ominęłyśmy wielkie korki dzięki skrótom, które znał
kierowca i byłyśmy przed czasem na lotnisku.
-A więc
gdzie tym razem lecimy?- zapytała Lucy zamykając folder reklamujący podróże
liniami lotniczymi.
-Zobaczysz.- uśmiechnęłam się tajemniczo.-Z tego co pamiętam, kiedy ostatnio wybrałam Hiszpanię podobało ci się.
-Taak.-
przeciągła leniwie to słowo z rozmarzonym uśmiechem na ustach.- Hiszpania to naprawdę gorący kraj.
-Myślę, że
zamiast wyrazów „gorący kraj” spokojnie mogłaś użyć „przystojni mężczyźni”.
-Ty to
powiedziałaś.- rzekła z małym triumfem.- Ale przez ciebie nie udało mi się poznać Ronaldo.
-Ile razy
mam ci tłumaczyć, że to nie był Ronaldo?
Tylko jakiś jego sobowtór.- powtórzyłam
to chyba z setny raz z wypracowanym spokojem w głosie.
-Pff...mów
co chcesz ja wiem swoje.- założyła rękę na rękę i oparła na piersi.
Przerwałyśmy
naszą rozmowę, bo usta spikerki wypowiedziały nasz lot. Uśmiechnęłyśmy się do
siebie i pomaszerowałyśmy w stronę szarych drzwi. Przed wejściem na pokład
musiałyśmy zostać sprawdzone przez ochroniarzy- dość nachalnych, jednak mój
wzrok „nawet nie próbuj” załatwił sprawę i dzięki temu ochroniłam moje ciało od
niepotrzebnej kontroli. W samolocie usiadłyśmy po prawej stronie, Lucy jak
zawsze obok okna a ja obok niej. Po
niecałych pięciu minutach przedstawił nam się pilot i polecił uważnie
słuchać stewardessy, która zaraz po nim
powiedziała wszystkim pasażerom, jak należy zachowywać się podczas lotu i jak
zakładać maski z tlenem. Na koniec życzyła nam miłego i udanego lotu. Jakie to
było sztuczne. Te regułki wyklepane na pamięć, które powtarzały się podczas
każdego lotu i te mało szczere uśmieszki, które nie zdradzały żadnych uczuć.
Kiedy
spojrzałam w lewo zobaczyłam, że Lucy odpłynęła słuchając muzyki, za pewne Lily
Buron- uwielbiała ją. Wtedy wyciągnęłam z torebki mały niebieski notesik, z twardą okładką, która była obita miękkim materiałem. Sam otworzył się na
odpowiedniej stronie. Przejechałam palcami to tych wszystkich nazwiskach i
na samym końcu napisałam John Steel- Manhattan.
***
Witam Was :* Bardzo dziękuję za poprzednie wyświetlenia i komentarze, które dają moc! :D
Podawajcie linki do swoich blogów, które chętnie przeczytam :) Jak zawsze liczę na Wasze szczere komentarze <3
Swieetnieee! *o*
OdpowiedzUsuńDopiero drugi rozdzial a ja juz sie wciagnelam na maxa! :p ❤
Ciekawe kiedy dziewczyny sie zmienia..
Myslalam ze leca do Dortmundu a nie Hiszpanii ale to tez nie jest zle :p
Pisz dalej bo masz talent!
Caluski :***
/Ola ;*
Może, źle to ujęłam w rozdziale czy coś ale one jednak pojadą do Dortmundy-co okaże się w następnym rozdziale :)
UsuńBardzo fajny rozdział ;) Nie mogę się doczekać następnego. A i zapraszam do siebie droga-do-milowci.blogspot.com. Julia Reus
OdpowiedzUsuńHej, Kochana! :*
OdpowiedzUsuńZapraszam na 6! :)
http://dalam-ci-wiecej-niz-powinienes-dostac.blogspot.com/
Buziaki :*
Witaj Kochana! ;)
UsuńZapraszam na nowy projekt! :)
http://wspolnie-odmienmy-rzeczywistosc.blogspot.com/
W roli głównej:
♥ Stefan Kraft ♥
Pozdrawiam! :*
Bardzo fajnie napisany rozdział :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam na nowego bloga mojej przyjaciółki, może ci się spodoba :)
Naprawdę ciekawa historia :)
http://pozwol-sobie.blogspot.com/
Kochana kiedy nowy rozdział, bo czekam i czekam i nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Wero